Chapeau bas.
Nie od dziś wiadomo, że z natury jestem bardzo uczuciową osobą. Potrafię, oglądając program w telewizji, gdzie jest robiony remont domu, uronić niejedną łzę. Wzruszam się na filmach, serialach, słuchając muzyki, czy oglądając zdjęcia. Jednym słowem wzruszam się bardzo często.
Dziś wzruszenie znowu okazało się silniejsze ode mnie. Natrafiłam na artykuł, który opisuje starszego mężczyznę, który prawie codziennie pokonuję, prawie 200 kilometrów jeżdżąc na grób swojej nieżyjącej od 35 lat żony. Niesamowita historia prawda ?!
Jestem pełna podziwu, szacunku dla tego staruszka, który znajduje w sobie prawie codziennie tyle sił, żeby być przy grobie ukochanej. Nie znam ich historii, ale mogę się domyślać, że jego żona była bardzo wyjątkową osobą. Nie tylko była dla niego żoną czy matką jego dzieci (zakładam, że mieli dzieci ), ale była też przyjaciółką i powiernicą. Musieli się darzyć szczerą miłością i wzajemnym zaufaniem. Widać, że miłość i tęsknota nie ma końca.
W dzisiejszym zwariowanym świecie takie oddanie nie ma racji bytu. Nie scalają, nas trudne i ciężkie chwile tylko wręcz przeciwnie oddalają nas od siebie. Powodują, że szukamy, pocieszenia gdzieś indziej myśląc, że to jest wyjście. W szybkim czasie decydujemy się na rozwód. Coraz mnie osób uznaje nierozerwalność związku małżeńskiego.
Kiedyś jak widać przysięga małżeństwa, która brzmi “Dopóki śmierć nas nie rozłączy“ miała wartość. Dziś powinna być zastąpiona słowami “Dopóki lepsze cycki nas nie rozłączą”.