4 lata…
Kto by pomyślał, że to już 4 lata, gdy zostałam sama z córką. Po tych 4 latach uświadamiasz, sobie jak bardzo stałaś się niezależna. Niezależność jednak trzeba polubić, oswoić się z nią. Trzeba przede wszystkim jej się nauczyć. Wtedy zaczyna ona być dodatkową parą rąk, zielonym światłem.
Przez te 4 lata nigdy nie skorzystałam z fachowej pomocy psychoterapeuty, choć czasem brakowało mi balansu, nie wszystkie szufladki w głowie były, poukładane to przecież ja wszystko wiedziałam, jestem odpowiedzialna za swoje czyny, jestem dorosła i siłę muszę znajdywać w sobie w nie w oczach innych.
Często powtarzam sobie, że nic mnie już w życiu nie ruszy, nic mnie nie zdziwi, oczywiście tak nie jest, ale na pewno uodporniłam się na wiele rzeczy. Przez te 4 lata zdarzyło się wiele przykrych sytuacji (nie mówię tutaj o rozwodzie), ale one mnie bardziej mobilizowały, niż paraliżowały. Nie użalałam się nad sobą, tylko szukałam rozwiązań i korzystałam z tego, co miałam.
Mówią, że nie ma w życiu sytuacji bez wyjścia i teraz uważam, że rzeczywiście tak jest. Z każdej sytuacja można skorzystać i jak już się pojawia, w naszym życiu to niech zawsze spełnia dobrą rolę.
Nie cofnęłabym czasu, nie dlatego że nie cenię związków lub, że przysięga małżeńska nic dla mnie nie znaczyła. Nie cofnęłabym czasu, bo milczenie, kłamstwa, pustka, brak ambicji, odpowiedzialności i przyzwoitości zabijały mnie przez lata. Nie chcę być tą dziewczyną sprzed 4 lat. Lubię tę Monię, którą w sobie na nowo odnalazłam.