Mściwa księżniczka, dama czy dobra wróżka.
Jaką postawę powinno się przyjąć podczas rozwodu i po nim? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć indywidualnie.
Nie jest tajemnicą, że o rozwód wystąpił mój były mąż. Nic dziwnego skoro od kilku miesięcy mieszkał z kochanką. Chciał zakończyć przecież pewien etap swojego życia, żeby móc w spokoju sumienia oddać się nowej (starszej) miłości. Decyzję o rozwodzie nie skonsultował ze mną tylko ze swoją rodziną, ale to akurat nikogo nie dziwiło a mnie w szczególności. Pozew rozwodowy otrzymałam we wrześniu 2015 r. Co wtedy czułam? Nie czułam nic, bo wiedziałam, że chcę mieć już to jak najszybciej za sobą. Dla mnie to była już wtedy czysta formalność.
Nie chciałam być “mściwą księżniczką“ która stawia sobie za cel udowodnienia, że kobieta potrafi być znacznie bardziej okrutna i przebiegła niż mężczyzna. Brałam pod uwagę, że knucie, intrygowanie i uprzykrzanie życia byłemu mężowi sprawi, że pozbawię siebie energii. Chciałam przez rozwód przejść z podniesioną głową i godnością oraz nie stracić sympatii i szacunku do samej siebie.
Nie byłam też “damą“ z wyrzutami sumienia (jeżeli ktoś powinien je mieć to na pewno nie ja), która da, się wykorzystać byłemu mężowi biorąc na siebie całą odpowiedzialność za rozpad związku. Ponieważ w zniszczeniu miłości biorą udział zawsze oby dwie strony.
Przyjęłam zatem postawę “dobrej wróżki”. Przyjęłam zaistniałą sytuację do wiadomości, postawiłam na spokój i szczerość. Nie próbowałam zniszczyć byłego męża, ale zadbałam o to, co mi się należało. Chciałam też ocalić swoje emocje. Przechodząc przez ten “sztorm“ wiedziałam, że będzie to miało wpływ na moją przyszłość. Nie przeklinałam losu. Zaczęłam robić to, co potrafię najlepiej. Porażkę przekułam w sukces, Wyciągnęłam wnioski z tego, co mnie spotkało. Z dnia na dzień stawałam się silniejsza. Rozłożyłam skrzydła, które przez lata głęboko chowałam. Z czasem poczułam się szczęśliwa i dumna z tego, że udało mi się wziąć życie w swoje ręce.
Czas na transformację. Zaczynam nowe życie.